W ciągu stu trzydziestu lat na przełomie tysiącleci wybory papieża zmieniły się całkowicie. Dotychczasowych elektorów - lud i duchowieństwo Rzymu - zastąpili kardynałowie: reprezentanci Kościoła - co ciekawe, nie tylko rzymskiego. Pomysł narodził się w murach opactwa Cluny i choć nie okazał się do końca skutecznym sposobem zażegnania kryzysu dotychczasowych elekcji, wniósł do wyborów papieża nową cechę - uniwersalizm.
Bo poprzednie stulecie nie należało do najłatwiejszych. To wtedy historia zanotowała trzy pontyfikaty tego samego Benedykta IX (ostatni raz rezygnował z urzędu w 1045 roku), jego poprzednicy Jan XII i Benedykt V byli zdejmowani z urzędu za ingerencją cesarza, i potem nań wracali. Przykłady korupcji i ingerencji w wybór biskupa Rzymu były jasnym dowodem, że samo papiestwo, jak i dotychczasowa metoda wyboru papieża "dal clero e dal popolo" muszą być zreformowane.
Gdzie znaleźć początek reformy? Chyba podczas pontyfikatu Leona IX, bo to od niego wszystko się zaczęło.
Sam jego wybór w 1048 roku dowodził, że Kościołowi daleko było do autonomii: wybory papieży często odbywały się pod dyktando imperatorów. Po śmierci Damazego II, cesarz Henryk III po prostu desygnował na papieża wybranego przez siebie kandydata. Był nim Niemiec, Bruno, hrabia Egisheim-Dagsburg, biskup Toul. Wybór przyjął, ale pod warunkiem, że ten wybór zostanie potwierdzony "dal clero e dal popolo".
Rzeczywiście, lud rzymski wybrał go papieżem. Bruno zaakceptował więc wybór, przyjmując imię Leona IX. Nowy papież chciał zreformować Kościół, wzorując się na zasadach benedyktynów z Cluny. Pierwszym zadaniem było uregulowanie relacji między Cesarstwem i papiestwem. W literaturze tę reformę nazwano "liberta' della Chiesa", wolność Kościoła.
Krok pierwszy - "ludzie papieża Leona"
"Epoka kardynałów" zaczęła się tak: papież Leon zaprosił do Rzymu siedem osób, najświatlejszych ludzi ówczesnego Kościoła, z całej Europy. Wszyscy byli benedyktynami. Wszyscy oni, z wyjątkiem jednego, wkrótce zostali kardynałami.
Kim byli wówczas kardynałowie? Ta funkcja oznaczała tyle co "odpowiedzialny za dany kościół", współpracownik biskupa. Z biegiem lat, papieże wyznaczali spośród biskupów, księży i diakonów swych najbliższych współpracowników, i to właśnie współpracownicy biskupa Rzymu byli "kardynałami".
Pomysł papieża Leona polegał więc na tym, aby do kręgu kardynałów - współpracowników wprowadzić osoby o wielkich horyzontach, wielkiej duchowości, nie tylko z Rzymu, a z całej Europy. W ten sposób, między duchownymi rzymskimi znalazły się osoby spoza Rzymu, reprezentanci całego Kościoła. Mocno powiało uniwersalizmem.
Pierwszym owocem reformy było potwierdzenie prymatu Piotra (co w konsekwencji było jednym z czynników wielkiej schizmy w 1054 roku). Ale pełnej wolności Kościół w Rzymie jeszcze nie uzyskał.
Krok drugi - kardynałowie-biskupi odpowiedzialni za wybór papieża
W 1058 roku doszło do pierwszej schizmy, której przyczyną było "spotkanie" starej tradycji z nową reformą. Po śmierci papieża Stefana IX, papieżem wybrano kandydata z rzymskiej rodziny Tuscolo, popieranego przez lud rzymski. Ale Pier Damiani, jeden z kardynałów, "człowiek papieża Leona" i co najważniejsze - biskup Ostii, odmówił konsekracji biskupiej elekta. A to biskupi Ostii tradycyjnie konsekrowali kandydata na papieża, bo wówczas - inaczej niż dziś - papieżami lud zwykle wybierał duchownych nie będących jeszcze biskupami. I to od biskupa Ostii zależały tradycyjnie "ważność", "dopełnienie" wyboru.
Dlaczego Pier Damiani, a z nim wszyscy kardynałowie-reformatorzy uznali wybór za nieważny? Bo zgodnie z przysięgą daną poprzedniemu papieżowi, nie mogli uznać elekcji bez obecności choćby jednego z nich, a nieobecny był wówczas Hildebrand. Po jego powrocie, kardynałowie-reformatorzy, we własnym gronie, wybrali papieża Mikołaja II. To był pierwszy w historii papiestwa wybór dokonany przez kardynałów.
Może dziwić fakt, że wyboru dokonała grupa pięciu osób, bez wymaganego przez tradycję poparcia ludu i duchowieństwa Rzymu. Ale to ten wybór był kanoniczny. Mikołaj II musiał jednak uregulował sprawę wyborów papieża.
Dekret "In nomine Domini" powstał w 1059 roku. Określał, że wybór papieża przebiega w trzech fazach: w pierwszej, to kardynałowie-biskupi wybierają papieża, w drugiej, dołączają do nich kardynałowie-prezbiterzy i kardynałowie-diakoni, jednak tylko dla konsultacji i akceptacji. W końcu, w trzeciej fazie, lud i reszta duchownych Rzymu mieli zaaprobować wybór. Aczkolwiek dekret nigdy nie został w pełni zrealizowany w praktyce, miał jedną ważną konsekwencję: elektorami biskupa Rzymu byli odtąd kardynałowie, przestali nimi być lud i duchowieństwo Rzymu.
Skutki reformy widzimy i dziś: papieża wybierają kardynałowie. Są nimi reprezentanci całego Kościoła, którzy wraz z nominacją kardynalską stają się częścią duchowieństwa Rzymu. To dlatego każdy kardynał posiada w Rzymie swój kościół tytularny. W ten sposób, starożytna tradycja, że to duchowni Rzymu wybierają papieża, została... zachowana.
Krok trzeci - wszyscy kardynałowie elektorami papieża
Po stu latach okazało się, że praktyka sama "udoskonaliła" zapisy dekretu. Papieże byli wybierani już przez wszystkich kardynałów, nie tylko kardynałów-biskupów, przestały również istnieć trzy fazy wyboru. Procedura wyboru została doprecyzowana podczas Soboru Lateraneńskiego III. To pierwszy sobór w dziejach Kościoła, który zajął się elekcją papieską.
Dokument różnił się od dekretu "In nomine Domini" tylko w dwóch sprawach: po pierwsze grono elektorów zostało rozszerzone na wszystkich kardynałów, wyłączono też całkowicie udział "clero e popolo". Po drugie, ustanowiono większość 2/3 potrzebnych do wyboru głowy Kościoła, a nie jednomyślnie, jak dotychczas. Te dwie trzecie, z ciągłymi drobnymi modyfikacjami (ostatnia weszła w życie wczoraj), obowiązują po dziś dzień.
Przyszłość pokazała, że nawet zawężone grono elektorskie nie było odporne na ingerencje władzy świeckiej oraz na zabiegi wielkich rzymskich rodów, spośród których było coraz więcej kardynałów. Nie brakowało także podwójnych elekcji i antypapieży. Ale źródło tych problemów było już inne: o ile w pierwszym tysiącleciu był to raczej brak reguł, to teraz te błędy były wynikiem nieprzestrzegania zasad istniejących. Potrzebne było coś jeszcze, co miało uchronić kardynałów od wpływów zewnętrznych i podwójnej elekcji. Tym pomysłem było "cum clave", klauzura, zamknięcie na klucz.
ks. Przemysław Śliwiński
ryc. Leon IX, źródło: niedziela.pl
Tekst pochodzi z blogu ks. Przemysława znajdującego się na Niezależnym forum publicystów Salon24.pl