MIT O ABDYKACJI, czyli Dante kontra Petrarka

Opublikowano:

Właściciel portalu e-lubawa.pl zwrócił się do mnie z propozycją zamieszczania na lubawskim portalu moich artykułów dotyczących konklawe, przygotowywanych dla różnych portali i redakcji. Bardzo się z tego ucieszyłem i serdecznie zapraszam do śledzenia tekstów. Powstają one w centrum wydarzeń, w Rzymie i w Watykanie. Dotyczą bardzo istotnego i zaskakującego wydarzenia, zrzeczenia się urzędu przez papieża Benedykta. 

Od trzech lat, jako dziennikarz i doktorant wydziału komunikacji społecznej uniwersytetu Santa Croce w Rzymie zajmuję się właśnie tematyką konklawe. Dlaczego tą właśnie? Nie spodziewacie się odpowiedzi: w wyborze tematu pomógł mi nasz rodak, niegdyś mój sąsiad z bloku, (nie bardzo długo, zmarł nim ukończyłem rok), Teofil Ruczyński.

Przed rozpoczęcie studiów doktoranckich, będąc w domu, w Lubawie, sięgnąłem po coś "na urlop". Wybrałem właśnie książkę Teofila Ruczyńskiego "Z tamtych lat". Wśród osobistych wspomnień dotyczących dzieciństwa, znalazłem tam i taki fragment:

"Inne wspomnienie z tamtych lat wiąże się ze sprawą wyboru nowego papieża po zgonie w 1903 roku papieża Leona XIII. Jako i teraz bywa, o wszelkich nowych wydarzeniach opowiadają szczególnie kobiety. Tak było i dawniej. Do mojej matki przyszły sąsiadki i między innymi rozmawiały też o sposobie wyboru nowego dostojnika Kościoła. Według ich opowiadania wybór następuje w ten sposób: Kardynałowie całego świata przybywają do Rzymu i gromadzą się w jednym z kościołów na wspólnej modlitwie. Przed każdym z nich stoi nie zapalona świeca. Którego świeca zapala się sama, ten kardynał zostaje papieżem".

I to było to. Zrozumiałem, że również i dziś temat konklawe otacza taka sama aura rytuału i tajemnicy, mimo wielkiego rozwoju mass-mediów. Do dziś, nie mając dostępu do wielu tajemnic, prasa spekuluje o przebiegu wydarzeń, a wręcz czasem wymyśla je z równą pewnością, jak te sąsiadki w 1903 roku w jednej z podlubawskich wiosek. To wtedy zaświtała mi myśl, by napisać o medialnym wymiarze konklawe, które to z powodu tajemnicy i specyficznego rytuału wywołują bardzo określone reakcje prasowe. 

Wydarzenie zrzeczenia się urzędu zastało mnie w końcowej fazie mojej pracy, która teraz musi być zmodyfikowana i uaktualniona. 

Jednak decyzja papieża Benedykta XVI, wielkiego papieża, bez wątpienia największego z teologów współczesnych, to nie tylko coś co mnie interesuje od strony naukowej, lecz przede wszystkim czas który wywołuje ludzkie i chrześcijańskie odczucia. Ten czas zrzeczenia się urzędu, sede vacante, a potem konklawe to w głównej mierze czas modlitwy za Kościół. Czas wspierania Benedykta XVI i przyszłego papieża, kimkolwiek on będzie. 

Nie znajdziecie w moich artykułach spekulacji, kim będzie przyszły papież. Nie robię tego. Będzie nim ten, którego wskaże Duch Święty. To On jest bohaterem każdego konklawe. 


MIT O ABDYKACJI, czyli Dante kontra Petrarka  

Po tym, jak papież Benedykt XVI zrzekł się urzędu, świat obiegło słowo "abdykacja". A razem z nią mnóstwo nieporozumień, historycznych odniesień i fałszywych etykiet. Powstał mit o abdykacji.

Druga abdykacja w historii?

Choć minęło kilka dni, media nie przestają powtarzać błędnej informacji, jakoby Benedykt XVI był "drugim w historii papieżem, który abdykował". To duże nieporozumienie. Pomińmy kwestię poprawności językowej i prawniczej, według której papieże nie abdykują, lecz zrzekają się urzędu. 

Przynajmniej 11 pontyfikatów, a więc ponad 4%, zakończyło się inaczej, niż śmiercią papieża. Jeden tylko papież, Benedykt IX, abdykował aż 3 razy (!, ostatni raz w 1045), jego poprzednicy Jan XII, Benedykt V byli zdejmowani z urzędu (ale potem nań wracali) niejasne są przyczyny końca pontyfikatu Jana XVIII. To burzliwe sto lat między I a II tysiącleciem chrześcijaństwa, pełne zniesień z urzędu, abdykacji i powrotów na tron papieski, miało ten jeden pozytyw, że doprowadziło do reformy, w wyniku której powołano grono elektorów papieża - kardynałów.

Pierwszy raz historia dokumentuje zrzeczenie się urzędu w 235 roku. Papież Poncjan został skazany na karę przymusowej dożywotniej pracy. W tej sytuacji zrzekł się urzędu i nakazał wspólnocie wybór następcy - dla dobra Kościoła.

Papieże nie raz planowali zrzeczenie się urzędu w wypadku uwięzienia: na przykład Pius XII (czasy II wojny światowej) na wypadek gdyby został aresztowany przez nazistów, czy Pius VII (zmarł w 1823). Warto podać przykład jego poprzednika, Piusa VI, którego pontyfikat przypadł na trudny czas po rewolucji francuskiej. I on rozważał ustąpienie. Jednak kiedy Rzym, zajęty przez wojska francuskie, został ogłoszony Republiką rzymską, a papież przez tę republikę zniesiony, Pius VI nie złożył rezygnacji, zmarł uwięziony w Walencji. Śmierć papieża odbiła się szerokim echem w Europie. Okrojonemu Państwu Kościelnemu nie dawano żadnych szans na przetrwanie. "Pius szósty i ostatni" - to hasło miało dowodzić, że po tym papieżu nie będzie już więcej żadnego innego. Opinia publiczna bardzo pomyliła się w swoich przewidywaniach. Kolejny papież, wspomniany już Pius VII stał się wielkim autorytetem duchowym i moralnym.

Kto wie, czy tych "abdykacji" nie było nawet więcej. Z pierwszych wieków, z trudnych czasów prześladowania Kościoła, nie zachowało się wiele informacji na temat papieży. Historycy podejrzewają, że nie tylko Poncjan, Sylweriusz i Marcin I w obliczu uwięzienia zrzekali się urzędu, prosząc o wybór kolejnego papieża.

Pierwsza abdykacja od 700 lat?

Nieprawdą jest też, że decyzja Benedykta XVI to "pierwsza abdykacja od 700 lat". Ponad sto lat po Celestynie V, w 1415 roku, urzędu papieża zrzekł się Grzegorz XII. To i tak odległe dla nas czasy, bo Grzegorz XII zrzekł się 5 lat po bitwie pod Grunwaldem.

Ciekawa to historia, choć dość skomplikowana. Dzięki jego abdykacji zakończyła się tzw. schizma zachodnia, podczas której trzy grupy kardynałów wybierało trzech papieży. Nie należy jednak mylić tych wydarzeń z tzw. niewolą w Avignone, zakończoną w 1377 roku.

Z niewolą awiniońską ta historia łączy się jednak kilku punktach. Przede wszystkim, schizma rozpoczęła się w 1378, po śmierci ostatniego papieża awiniońskiego, gdy konklawe znów zwołano do Rzymu. Jednak wybór Urbana VI, wywołał sprzeciw kardynałów francuskich. A przecież sami go wybrali, stanowiąc wciąż większość w kolegium kardynalskim. 

Kardynałowie "awiniońscy" stwierdzili, że do tego wyboru byli zmuszeni przez lud rzymski domagający się wyboru papieża Włocha, a więc wybór uznali za nieważny. Opuścili Rzym, wybrali innego papieża, zaczęła się schizma. Próbą jej zażegnania był sobór w Pizie: nieważny z założenia, bo nie zwołany przez papieża, a przez przedstawicieli obydwu grup kardynałów. Decyzją soboru, Papieże obu obediencji zostali zniesieni z urzędu i wybrano innego papieża. W efekcie, istniały trzy grupy kardynałów i trzech papieży. A obediencja pizańska zwołała do tego sobór, do Konstancji, by zdjąć z urzędu pozostałych papieży.

Schizmę postanowił przerwać papież rzymskiej obediencji (a więc uznany przez Kościół; ci wybrani przez obediencje awiniońską i pizańską to antypapieże), Grzegorz XII. Kiedy przyszedł czas na jego proces, poinformował, że abdykuje, ale podczas soboru przez niego zwołanego. 

Od 1415 aż do 2013 każdy pontyfikat kończył się wraz ze śmiercią papieży. Choć, pamiętajmy, w prawie kanonicznym zawsze istniała możliwość zrzeczenia się urzędu, a dramatyczne sytuacje często nakazywały rozważenie takiego rozwiązania.

W ślady Celestyna?

Skąd ten mit jednej abdykacji? Skąd to przekonanie o Celestynie V jako jedynym, jak dotąd, abdykującym papieżu? Wydaje mi się, że błąd ten powstał w głowach włoskich dziennikarzy, bo chyba każdy Włoch zna z Boskiej Komedii Dantego postać Celestyna V, papieża, który abdykował. 

Ukazanie Benedykta XVI jako naśladowcę Celestyna V to jednak coś więcej niż błąd w statystyce historycznej, nawet jeśli mowa o tzw. rezygancji "dobrowolnej". Sprowadziło na papieża Benedykta druzgocącą ocenę, którą wystawił Dante Alighieri. 

Ale po kolei. Konklawe w 1294 roku jeszcze nie przypominało współczesnych wyborów papieża. Trwało dwa lata i trzy miesiące i było jak dotąd najdłuższym konklawe (co prawda, o pół roku dłużej trwały wybory papieża w Witerbo w latach 1268-1271, ale wtedy nie było jeszcze czegoś takiego jak "konklawe"). Kardynałowie zbierali się raz to w Rzymie, raz to w Perugi, byli podzieleni na dwa obozy, bez nadziei na porozumienie. Stworzył się "deadlock" - żaden z kandydatów nie mógł zdobyć 2/3 głosów. Trzeba było skorzystać z tzw. trzeciej drogi, szukać kandydata kompromisowego, na którego zgodzą się wszyscy.

Wybór padł na osobę spoza kolegium kardynalskiego, na eremitę żyjącego w pustelni w Abrucji, Pietro del Morrone. To był dobry, chwalony wybór. Del Morrone był przecież znany w całej Europie, nazywano go świętym. Jednak nie miał żadnego doświadczenia w rządzeniu, a tym bardziej nie znał mechanizmów rządzących kurią rzymską. Ale zgodził się na wybór. 

Nie rządził długo, od sierpnia do grudnia 1294. Być może Opatrzność chciała go tylko po to, by przywrócił przepisy regulujące konklawe, zniesione przez poprzednika (chodzi głównie o klauzurę i zakaz opuszczania miejsca przed wyborem papieża). I rzeczywiście, po tej interwencji, nie mieliśmy już w historii tak długich konklawe. Celestyn dodał też pewne uszczegółowienie: konklawe odbywa sie według zasad ustalonych na soborze w Lyonie nie tylko w wypadku śmierci papieża, ale i jego rezygnacji.

Zrzekł się urzędu w grudniu, na początku adwentu. Jak pisze Ambrogio Piazzoni, swoim dawnym zwyczajem czas przygotowania do Bożego Narodzenia chciał spędzić na modlitwie, w odosobnieniu, przekazując administrację Kościołem trzem kardynałom. To spotkało się z niezadowoleniem w kręgach kurialnych. Celestyn V nie rozumiał, dlaczego będąc papieżem nie może oddać się modlitwie. Stwierdził, że nie jest w stanie pełnić tej funkcji, że jest powołany do pustelni. Po zbadaniu sprawy pod kątem prawnym, ogłosił, że zrzeka się urzędu.

"Najsłynniejsza abdykacja" doczekała się skrajnej oceny. Kościół katolicki wyniósł Celestyna V na ołtarze. Z kolei Petrarka, ocenił decyzję Celestyna V jako akt wielkiej wolności. Jednakże inny wielki, Dante Alighieri, skazał go na potępienie, umieszczając w Boskiej Komedii w piekle, jako papieża - tchórza. 

I nie ocena Petrarki, nie ocena Kościoła, a epizod z Boskiej Komedii zwyciężył w masowej wyobraźni. Dopiero teraz możemy dostrzec, jak szkodliwe dla Benedykta XVI było zestawienie z Celestynem V, jak wielce naganna dla oceny okazała się fraza "drugi po Celestynie V papież, który abdykował". Tak powstała etykieta kontynuatora "papieża-tchórza".

Gadać Dantem nie zamierzam

Źle, że dziennikarze powtarzają "mit o abdykacji". Wbrew pozorom, nie jest to tylko sprawa "nieścisłości historycznej", która pewnie burzy historyków Kościoła, ale kompletnie nie obchodzi innych. Jak pokazuje zestawienie Celestyna V z Benedyktem XVI, "nieścisłość" przekształca się w krzywdzącą ocenę.

I to jest po ludzku przykre. Właśnie teraz odtwarza się mit, nieprawdziwy mit papieża-tchórza, który "nie podołał sytuacji". Zaczął Dante etykietując Celestyna V, kontynuują mass media, kopiując tę etykietę na Benedykta XVI. A w obronie papy-Ratzingera stanął Petrarka, cytowany w ustach tych wszystkich, którzy mówią o wielkiej wolności papieża z Niemiec.

Gadać Dantem nie zamierzam. O czym w następnym tekście.

ks. Przemysław Śliwiński


Tekst pochodzi z blogu ks. Przemysława znajdującego się na Niezależnym forum publicystów Salon24.pl

Komentarze

Mia
Bardzo ciekawy artykuł,dziękuję
(2013-02-19 20:47:57)
Parafianka
Dzięki moderatorzy z E_LUBAWA.KsiądzPrzemek Ciekawie pisze,zprzyjemnością przeczytam każdy odcinek.
(2013-02-18 10:42:15)