Opiszę dziś to co działo sie 6 listopada na Mistrzostwach Polski Biegów Przeszkodowych w Poznaniu. Oczywiście z mojego punktu widzenia...
Kurz po bitwie dawno już opadł a ja ciągle wracam do tego dnia myślami. Musiałem sie ustosunkować , przemyśleć i zastanowić się. Na ten dzień przygotowywałem się od pewnego czasu. Każdy trening, każde poświecenie było podyktowane własnie na ten start. Byłem dobrze przygotowany, czułem moc i energie- chciałem to wykorzystać na trasie.
Ranga Mistrzostw sprawiła że na starcie stawia się cała czołówka zawodników OCR w kraju. Wszyscy przyjechali z jedną myślą - żeby wygrać. Taki cel miałem również ja. Przed wystrzałem startera stojąc z workiem piasku na plecach nie czułem strachu. Chciałem po prostu wystartować by potwierdzić swoją aspiracje. O 9:00 rano wszystko sie zaczeło.
Ruszyliśmy. Zawsze mam początek wolniejszy by dobrze sie rozgrzać, kiedy po 400 m zrozumiałem że jestem daleko z tyłu uświadomiłem sobie że nie mogę zawsze swojej taktyki stosować i muszę czasami dać ponieść sie tłumowi. Przyspieszyłem, mijam rowy , skośną ścianę i uspokoiłem sie. Widzę pierwszą 3. Bardzo sie ciesze ponieważ teraz mogę wszystko kontrolować. Wtedy też zaczyna się cieżki teren - ok 1,5 km bagien. Jest ciężko, co chwila wpadam po szyje do błota.
Kiedy już wychodzimy z tego piekła zaczynam marsz w górę. Wyprzedzam i po 3 km zostaję liderem biegu. Robię swoje. Kilometry i przeszkody idą mi bardzo sprawnie. Za mną bardzo groźny rywal. Trzymamy się blisko siebie. Mijamy koszmar alpinisty, indianę Jonesa, i koszmar wulkanizatora i wtedy wiedziałem że końcówkę muszę zwolnić by zachować siły na końcowe 3 przeszkody które jak sie okazało były kluczowe. Spadam na jednej z nich. Multiring nigdy nie był dla mnie przecież problemem.
Po raz pierwszy mam świadomość że przegrałem. Zupełnie odcina mi energie. Spada motywacja. Jak mogłem spaść ?! Dobiegam na 3 miejscu. Wyglądam strasznie. Jestem załamany. Nie docierają do mnie gratulacje. Te myśli w głowie. Nawet nie wiecie jak bardzo chciałem cofnąć czas, chociaż na tą jedną chwile. Taki jednak jest sport. Jego piękno.
Los bywa okrutny i tak jak cały sezon to ja w końcówce wyprzedzałem i dosłownie przed metą stawałem sie liderem tak teraz rolę sie odwróciły. Podium przyjmuję z godnością. Jestem brązowym medalistą MP. To mój drugi medal w karierze biegowej tego samego koloru tej rangi.
Do tego dokładam Drużynowego Mistrza Polski - i akurat z tego jestem bardzo zadowolony ponieważ cały team na to zasłużył a ja dołożyłem swoją cegiełkę. Jestem dumny reprezentując tych wspaniałych ludzi z pasją. To wielka rodzina i dla nich wiem że mogę iść nawet na wojnę...
Runmageddon- przez cały ten sezon dał mi strasznie dużo emocji. Były zwycięstwa ( Modlin, Ełk, Giżycko, Myślennice 2x , Warszawa)
Drugie miejsca ( Ultra Myślenice, Warszawa , Gdynia)
I co ciekawe. Wtedy kiedy to wszystko sie zaczęło, rok temu w Poznaniu gdzie również byłem trzeci teraz już wiem że historia zatoczyła koło. Chce zacząć pisać ją od nowa. I tak jak wtedy skakałem w górę z tego trzeciego miejsca na podium tak teraz wiem że stać mnie było na wiecej. Chce wrócić mocniejszy w przyszłym sezonie. Zrobię wszystko by tak było a Ci co mnie znają wiem że dołożę wszelkich starań by tak było.
Chcę podziękować wszystkim którzy przyczynili się do tego że jestem w tak dobrej formię. Nie zwalniam tempa, pracuję dalej a nawet przyspieszam. Do zobaczenia w przyszłym sezonie!
Pozdrawiam :) Mateusz Krawiecki
Zdjecia zródło: Runmageddon, Husaria Race Team, Power trening