II miejsce Mateusza Krawieckiego w Runmageddon Classic w Gdyni

Opublikowano:

Zastanawiam się jak to napisać. Zacznę może od pytania. Czy drugie miejsce można uznać za porażkę? Jeszcze rok temu skakał bym z radości w górę i brał bym taki rezultat w ciemno. Czas jednak płynie a apetyt rośnie w miarę jedzenia. Po 5 z rzędu wygranych nie mogłem jechać po nic innego jak po wygraną.

Nie zdecydowałem się na start w classicu ( 12 km ) tylko wybrałem dystans nocnego rekruta ( 6 km ) Jak wiecie jestem teraz w okresie roztrenowania. Na start zdecydowałem się w piątek. Nie miało mnie tu być. Miałem wypoczywać. Stało się inaczej. Nie mogłem siedzieć na tyłku bezczynnie. I cieszę się ze tam pojechałem. Spotkałem jak zwykle super ludzi i poczułem tą wyjątkową atmosferę. Co do startu?
Ruszyliśmy o 20:00 w kompletne ciemności .

Tydzień temu było o tyle lepiej że znałem fragmenty trasy którego dane mi było poznać za dnia. Tu było inaczej. Wcale się tym nie przejmowałem. Wiedziałem że adrenalina zrobi swoje. Teren był bardzo ciężki jak na tereny morskie;) Każdy kto startował potwierdzi to że to bardziej był bieg górski. Wszystko przebiegało zgodnie z planem, po niecałym kilometrze obejmuje prowadzenie. Zrobiłem to szybciej niż zwykle to robię ale dystans był stosunkowo krótki wiec takie miałem założenia. Systematycznie zwiększając prowadzenie cieszyłem się biegiem. Za plecami nie widziałem nawet światełka czyli przewaga była spora.

Później stało się coś złego. Nie przechodzę przeszkody mentalnej co skutkuje karną rundą z workiem piasku pod gór i w krzaki. Wtedy nie wiedziałem ze tyle można stracić. Po odbyciu kary okazało się że Robert wyprzedził mnie i prowadzi z przewagą 3 min. To strasznie dużo zwłaszcza że zostało niecałe 2 km do mety. Biegnę ile sił. Nikogo nie widzę z przodu. Nie poddaje się jednak. Wybiegając z lasu łapie kontakt wzrokowy z liderem. Myślę- mam go.

Wbiegając na stadion Arki Gdynia jestem coraz bliżej. Do mety pozostało jednak ok 200 m . To zbyt mało. Chęć wyprzedzenia była tak duża ze spadam z jednej przeszkody. Wtedy już wiem że przegrałem to. Do końca trasę pokonałem już marszem mając tysiące myśli w głowie. Zabrakło 500 m, może kilometra. Szkoda że to był tak krótki dystans i tak duża kara okrążenia. Tak w życiu czasami bywa.

Nikt nie powiedział że będzie łatwo. Nie mam do nikogo żalu. Przegrałem z wielkim zawodnikiem który już nie raz wygrywał- Robert Bandosz , któremu bardzo gratuluje z tego miejsca . Należało Ci się;) Zawsze powtarzam ze nie ma tego złego co by na dobre nie wyszło;) Niedługo wracam do treningów za którymi już tęsknie.

Pozdrawiam. 

zródło facebook