Damian Maciołek i Błażej Grochocki rowerami dotarli z Zakopanego do Lubawy

Opublikowano:

Witam wszystkich 
Pewnie wiele osób wie, że z moim przyjacielem wpadliśmy na pomysł żeby wyruszyć rowerami z Zakopanego do Lubawy?
Nie lubię chwalić się takimi rzeczami tym bardziej na facebooku, ale jestem z nas tak dumny i zadowolony, ze się udało, że postanowiłem podzielić się tym z całą moją grupa facebokowych znajomych. (pisze Damian)

No to od początku  
Jak już wpadliśmy na ten genialny pomysł to trzeba było się jakoś przygotować. Byliśmy w tym temacie kompletnie zieloni. Trochę jeździliśmy już rowerami ale nasze trasy nigdy nie trwały dłużej niż jeden dzień.  Oglądanie filmików na YT od osób które wybierały się w kilkudniowe podróże, ustalenia i stwierdziliśmy, że musimy spróbować, bo czemu niby nie Urlop w pracy załatwiony więc nie ma odwrotu.  Czas na przygotowania, jazda w deszczu, śniegu, wietrze i słońcu, nieraz mogliście zobaczyć nie do końca normalne osoby jadące w śniegu ale to wszystko pozwoliło nam się przygotować do tej wyprawy. Zakupy potrzebnych rzeczy na tą wyprawę i czas ruszać. Montowanie bagażnika, toreb i pakowanie.

18.05 mamy pociąg do Krakowa, pakujemy rowery i jedziemy kilka godzin w pociągu. Stamtąd bierzemy busa który zawozi nas na nocleg do Zakopanego. Ogarniamy się i ruszamy na spacer i pomyśleć co robimy kolejnego dnia.  Plan jest więc wracamy do pokoju i idziemy spać.
19.05 wstajemy wcześnie rano i ruszamy do schroniska w Murowańcu stamtąd mamy iść na Dolinie Pięciu Stawów ale wcześniej nie sprawdziliśmy, że szlak jest zamknięty i musimy wracać. Na powrocie stwierdzamy, że wejdziemy jeszcze na Nosal skoro już jesteśmy niedaleko. Nosal zdobyty, można schodzić. Po zejściu z Nosala idziemy w stronę pokoju i wpadamy na pomysł żeby wjechać na Wielka Krokiew. Tak też robimy. Idziemy do pokoju przygotować wszystko do kolejnego dnia w który mamy już ruszać do domu. Rowery spakowane, przejrzane i wyczyszczone, gotowe do jazdy.

20.05 to jest ten dzień kiedy ruszamy w trasę. W planie mamy dojechać do Wieliczki i iść do kopalni. Zakopane pożegnało nas wiatrem, gradem i deszczem  Po kilkunastu kilometrach pogoda się poprawiła. Nawigacja rowerowa prowadzi nas po lasach, błotnistych drogach ale też malowniczych trasach. Ostatnie 20km wykańcza nas doszczętnie, niewyobrażalne górki, zjazdy które z tymi walizkami na kole nie okazują się też łatwe  Dojeżdżamy do Wieliczki i stwierdzamy, że bierzemy nocleg. Booking pomaga nam znaleźć nocleg w domku holenderskim. Czyścimy rowery, kąpiemy się i ruszamy do kopalni soli w Wieliczce. Na miejscu okazuje się, że spóźniliśmy się 15minut i nigdzie nie wejdziemy  Wracamy na nocleg, robimy grilla, jemy i idziemy spać no bo przecież rano wstajemy .

21.05 ruszamy z Wieliczki w stronę Parku Ojcowskiego. Pogoda tego dnia okazała się być bardzo ładna co pozwoliło na jazdę w krótkich spodenkach  Jedziemy przez cały Park Ojcowski, odwiedzamy Maczugę Herkulesa i jedziemy dalej. Dojeżdżamy do miejscowości Koniecpol i zatrzymujemy się na Orlenie. Ładujemy telefony, powerbanki i siebie. Późna godzina sprawia, ze jedziemy do pobliskiego lasu i rozkładamy namiot, hamak i tarp nad głowę. Po dłuższej chwili szukania miejsca i rozłożeniu się możemy coś zjeść, wypić ciepłą herbatkę i iść spać.

22.05 niestety poranek wita nas deszczem i ciężkimi warunkami ale jechać trzeba bo do domu daleko. Poranna toaleta na dziko, mycie zębów, sparzenie herbatki i w drogę. Na całej trasie pada deszcz, nie wiem dlaczego nie założyliśmy deszczaków na torby co miało bardzo duże konsekwencje ;( do teraz bijemy się w głowę dlaczego tego nie zrobiliśmy. Na około 60km nie możemy z przemoczenia i zmarźniętych dłoni trzymać dobrze kierownicy i zmieniać przełożeń. W małej miejscowości zatrzymujemy się w sklepie spożywczym tylko po to żeby się ugrzać i ruszyć dalej.

Z tego dnia nie mamy nawet żadnego zdjęcia bo było to praktycznie niemożliwe. Dojeżdżamy do Piotrkowa Trybunalskiego gdzie musieliśmy wziąć nocleg. Otwieramy torby i wszystko ale to dosłownie wszystko nam pływa.  Każda rzecz jest doszczętnie przemoczona. Szybkie wypakowanie rzeczy i rozwieszenie na grzejnikach... Okazuje się, że grzejniki są zimne  Rozwieszamy linki w pokoju, wieszamy wszystkie rzeczy, załatwiamy z recepcji suszarkę do włosów i suszymy nasze rzeczy. Ogarniamy się i kompletnie wykończeni tym dniem idziemy spać.

23.05 kolejny dzień więc i kolejny dzień trasy. Niedziela więc stwierdzamy, że robimy sobie luźniejszy dzień i jedziemy "tylko" 90km do Łowicza. Dojeżdżamy na miejsce, bookujemy hotel i ogarniamy siebie, dokładnie rowery i idziemy się przejść na miasto. Wypić piwko na ogródkach i zjeść coś dobrego. Tego dnia nie dzieje się zbyt wiele dlatego ten dzień tak krótki.

24.05 okazuje się, że pogoda od samego rana ma być bardzo ładna więc stwierdzamy, że pojedziemy sobie trochę dalej tym bardziej, że poprzedni dzień mieliśmy tak chwilowy. Spokojnie jedziemy bez większych przygód może poza jedną gdzie nasza nawigacja rowerowa tym razem wprowadza nas na drogę z zakazem dla rowerów ;( jakoś z tego wyszliśmy cało haha. Dojeżdżamy do Sierpca, prosimy Panie na orleniu o naładowanie nam telefonów i powerbanków i idziemy coś zjeść do McDonaldu.

Chwila przerwy, idziemy odebrać nasze sprzęty i ruszamy w stronę Skrwilna gdzie uzgodniliśmy, że tą noc również spędzimy w lesie. Teraz już po pierwszej nocy w lesie idzie nam zdecydowanie sprawniej. Rozbijamy nasz obóz, gotujemy sobie kolację, herbatkę i mamy czas żeby na spokojnie posiedzieć i porozmawiać. Komary nie dają spokoju no ale w końcu jesteśmy w lesie więc czego się spodziewaliśmy. Idziemy spać.

25.05 Ta noc okazuje się trochę chłodniejsza. Rano standardowo pada deszcz  Czekamy aż przestanie ale patrząc na pogodę w internecie nic na to nie wskazuje. Nauczeni doświadczeniem z poprzednich dni, naciągamy deszczaki na torby, pakujemy się i jedziemy już w stronę Lubawy. Zostało nam tylko 65km więc stwierdziliśmy, że przemęczymy się już tyle w tym deszczu. Deszcz towarzyszy nam całą trasę ale się nie poddajemy i dojeżdżamy przed południem do Lubawy. Mega zadowoleni  .

Kto dotrwał do tego momentu to DZIĘKUJĘ!! Kto nie to trudno  
Wszystko siedzi w naszej głowie, jeszcze kilka tygodni temu nie myślałem, że takie coś może się udać ale jak widać DA SIĘ!! Jestem w Lubawie.  Dodaje kilka zdjęć z wyprawy. Wszystkich nie jestem w stanie opublikować a wrażeń towarzyszących na trasie też nie da się opisać i pokazać na zdjęciach. To trzeba przeżyć
Pozdrowienia dla wszystkich, nie ma rzeczy niemożliwych.

Gratulujemy Damianowi i Błażejowi dotarcia do celu i zrealizowania swoich marzeń.

Na podst. fb opr. mz 
foto Damian i Błażej