Kiedy na boisku spotykają się dwie najlepsze drużyny sezonu i kiedy czas ostatecznych rozstrzygnięć jest na wyciągniecie ręki futsalowy pojedynek musi być wyjątkowy. To jednak zbyt małe słowo żeby opisać przebieg meczu sezonu w Lubawie.
Zaczynając relację z pierwszej połowy to jakby przenieść się na boiska ukryte w sportowych marzeniach pod nazwą KS Constract. Najlepsza połowa w historii klubu była tak niesamowita, że w na twarzach wszystkich zebranych kibiców częściej widoczne były rysy niewiary i zdezorientowania niż sama radość z kolejno zdobywanych bramek.
Popis rozpoczął Jakub Raszkowski, któż by się spodziewał, że młody niedoświadczony, ale ambitny i niepokorny junior będzie dawał sygnał do ataku. Jego trafienie było jakby zaproszeniem do demolki lidera I ligi. Kolejne świetne akcje, zagrania które wcześniej były prawie niewykonalne tym razem były niczym chleb powszedni, treningowa gierka, łatwość organizowania się drużyny w ataku była na niesamowitym poziomie. Za Raszkowskim poszli kolejni Sass, Szczepaniak i Grubalski.
Popis futsalowego rzemiosła trwał w najlepsze, nie był w stanie zatrzymać go nawet bramkarski farfocel Bondarenki. Pierwsza połowa była tak dobra, że trudno było nawet usłyszeć jakiś ciekawy komentarz w przerwie spotkania. Byliśmy w futsalowym raju, chwili której nie warto było niczym zakłócać. Chciało się wtedy rzec „Trwaj chwilo trwaj”.
Nadszedł czas na drugą połowę i znowu przecieraliśmy oczy ze zdumienia. Sportowe życie pokazało swoją magiczną moc. Wszystkie atuty z pierwszej połowy w drugiej były już po stronie rywali. Constract przywdział szaty zbłąkanego wędrowca. Rywalom wychodziło wszystko podania, dryblingi, strzały. Constarct notował kolejne faule, które tak bardzo wpisywały się w narastającą frustrację. Cóż stało się z zespołem który przed kilkoma minutami, był poza zasięgiem aktualnego lidera I ligi w grupie północnej? Odpowiedzi na to pytanie nie znajdziemy w szybkiej pomeczowej analizie, choć trudno się oprzeć stwierdzeniu, że zabrakło reakcji na problemy.
Szybko stracone bramki nie wywołały reakcji obronnej. Sportowy układ immunologiczny nie zadziałał, a choroba zbierała żniwo w postaci kolejnych trafień gospodarzy. Coraz więcej nerwów nie pomagało, jak nigdy wcześniej potrzebowaliśmy boiskowego lidera, człowieka bez emocji, twardego, niepokornego lidera który zbierze grupę i pozwoli jeszcze raz uwierzyć. Taki nie nadszedł i szybko czterobramkowa przewaga stała się historią, rywal doprowadził do remisu, a za chwilę wyszedł na prowadzenie. W tym momencie nie było nas nawet w barażach o Futsalową Ekstraklasę.
W ostatecznej próbie okazało się, że potrafimy walczyć. Mimo nerwów presji potrafiliśmy wstać z kolan i powalczyć jeszcze raz tak jakby nie było wcześniejszych 35 minut. Wycofując bramkarza doprowadziliśmy do wymarzonego w tym momencie remisu. Do zwycięstwa zabrakło zimnej krwi Jakuba Raszkowskiego, który na sekundę przed syreną końcową miał piłkę meczową.
Jego próba została zatrzymana, ale jedno jest pewne ta drużyna jeszcze ostatniego słowa nie powiedziała, nie może być inaczej kiedy średnia wieku podstawowej czwórki wynosi trochę ponad 20 lat.
To nie koniec emocji w tym sezonie ostatnie 2 kolejki będą trzymały jeszcze wszystkich w napięciu. Dwa zwycięstwa dają przepustkę do baraży i znowu wszystko w głowach i nogach zawodników KS Constract.
Bramki: Raszkowski, Sass, Grubalski x2, Szczepaniak, Papierowski – KS Constract
Kolesnik x2, Sobański, Mączkowski x2, Moroz - Red Devils
(dk) foto mz