Constract Lubawa - GSF Gliwice (4:5) 6:7

Opublikowano:

Do Lubawy wróciły futsalowe Emocje. Emocje pisane z wielkiej litery po to był spektakularny wieczór w Lubawskie hali OSiR. Wszystko miało być dopięte na ostatni guzik, żeby powitanie z Ekstrakalsą było wyjątkowe i zapamiętane na lata.

Zaczęło się od  awarii oświetlenia, później nagłośnienia, ale za to jak już wszystko się zaczęło to było niczym sen, piękny krótki sen brutalnie przerwany przez doświadczonych gości, choć sami wyciągnęliśmy do nich pomocną dłoń.

Zatem, od początku. GSF próbował zaatakować, ale już chwilę później musiał pogodzić się z stratą pierwszej bramki autorstwa Pawła Ossowskiego. Ten potwierdzając swoją formę z okresu przygotowawczego napoczął doświadczonych rywali z Trenerem Reprezentacji Polski i wciąż najlepszym strzelcem Futsal Ekstraklasy w jednej osobie w roli dyrygenta.

Kiedy Arek Budzyn z niewiarygodną łatwością pokonał Dawida Barteczkę po raz drugi euforia sięgnęła granic możliwości. Głód futsalu w Lubawie w ostatnich dniach był niesamowity, ale teraz kiedy przyszło usiąść do stołu każda kolejna akcja była niczym najbardziej wyszukane danie w najlepszej restauracji.

Niczym w „Teatrze Marzeń” oglądaliśmy pierwsze minuty tego pojedynku. Interwencje Imanola Chaveza szybkie ataki to porywało i ujmowało, chciało się krzyczeć Ekstraklasa Ekstraklasa… i żeby tego było mało Pedro Pereira zdobywa 3 gola – Euforia.

Piękne chwile, po przeciwnej stronie boiska stał jednak zespół doświadczony, mądry, który pozwolił się nam nieco wyszumieć, pozwolił nam na młodzieńczą radość jakby wiedząc że w od takiej radości jest bardzo krótka droga do popełnienia błędów, błędów młodości? Kto wie? Doświadczenia na tym poziomie w przeciwieństwie do rywala nie mamy i trzeb było zapłacić pewne „frycowe”.

Kilka nie groźnych fauli, na początku spotkania zemściło się bardzo brutalnie, niby nic a zmieniło obraz całego spotkania. Dwa przedłużone rzuty karne, zamienione na dwie bramki pozwoliły odetchnąć na tyle, że rywale dołożyli jeszcze dwa gole z gry i 3:0 zamieniło się w 3:4 - futsal  jakby rozebrany do naga, w pełnej okazałości.

Druga połowa zapowiadała się piorunująco, jednak nieco na własne życzenie Cosntract podciął sobie skrzydła tracąc bramkę już 10 sekund po pierwszym gwizdku. Nie schylił jednak czoła walczył, kombinował i próbował zdobył bramkę na którą rywal natychmiast odpowiedział.

Zespół  się nie poddawał szukał swoich szans, bramka Victora Diega to tylko dowód nieustępliwości i wiary w sukces. Gra w przewadze w końcówce tylko pokazała, jak wielki drzemie w nas potencjał, co później potwierdzili zarówno przyjezdni i wszyscy komentujący to spotkanie.

W dniu dzisiejszym zapłaciliśmy wysoką cenę za radość gry, za to że nie w każdej sytuacji zagraliśmy razem, ale czy ktoś potrafiłby się nie cieszyć z prowadzenia 3:0 przed własną publicznością w pierwszym Ekstraklasowym spotkaniu, radość miała dziś wielką cenę, ale jeśli to będzie lekcja pokory i futsalowej mądrości, dzisiejsza porażka jest niczym dobrze oprocentowana lokata, dziś zamroziliśmy 3 punkty, ale liga jest długa i dzięki tej lekcji możemy zdobyć ich dużo więcej.

KS Constract Lubawa:
Chavez, Okuniewski, Zelma – Da Silva, Kaniewski, Diego, Piórkowski, Łożyński, Ossowski, Maśkiewicz, Raszkowski, Budzyn

GSF Gliwice:
Barteczka, Bogdziewicz – Mirga, Gładczak, Czech, Węgiel, Kędziora, Sitko, Pasierb, Szyszko, Cichy
Bramki: 2. Ossowski, 4. Budzyn, 14. Silva Pereira, 19. Silva Pereira, 23. Piórkowski, 37. Diego – 14. Lutecki, 16. Czech (10 m rzut karny), 17. Czech, 20. Lutecki, 20. Gładczak (10 m rzut karny), 21. Mirga, 29. Gładczak 

Dawid Kleina
foto: mz i Paweł Jakubowski Constract Lubawa